Świąteczny mazurek

Świąteczny mazurek
Zaczęłam dbać o siebie, odstawiłam słodycze, pieczywo, różnego rodzaju "zapychacze". Trochę bałam się Świąt, bo to zawsze kusi. Bo babka, bo mazurek, bo serniczek... Hmmm... Jednak moja Mama postanowiła mi przygotować kilka dietetycznych potraw, żebym nie siedziała przed pustym talerzem. W ramach podziękowania przygotowałam mój mazurek.

Bardzo lubię piec najróżniejsze ciasta, ciasteczka, słodkości. Jem wtedy wąchając zapachy wydobywające się z piekarnika. Najczęściej wykorzystuję przepisy znalezione w Internecie i je modyfikuję pod siebie. Tym razem zrobiłam to samo.
Główny przepis pochodzi ze strony domowe-wypieki.pl : <KLIK>
Poniżej podaję mój zmodyfikowany przepis.

Składniki:
Ciasto:
5 żółtek
150 g cukru pudru
400 g mąki pszennej
250 g masła (miękkiego)
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

Polewa:
75 g masła
150 g śmietanki 30%
200 g czekolady gorzkiej 70% ze skórką pomarańczową (do kupienia w Biedronce)
100 g czekolady gorzkiej zwykłej
50 g cukru
aromat pomarańczowy

Dekoracja:
migdały
skórka pomarańczowa

Miękkie masło utrzeć z przesianym cukrem pudrem aż masa będzie puszysta. Do masy należy dodawać kolejno żółtka wciąż miksując. Na koniec dodać mąkę przesianą z proszkiem do pieczenia i zagnieść ciasto. Zagniecione ciasto włożyć na 60 minut do lodówki.

Ciasto należy rozwałkować i przyciąć do wielkości formy. Można rozwałkowywać ciasto bezpośrednio na papierze do pieczenia, żeby sobie ułatwić sprawę. Z pozostałego ciasta trzeba zrobić rant. Można zrobić z niego warkocze lub tak jak ja, kuleczki, i ułożyć je jedna obok drugiej.
Żeby ciasto na spodzie za bardzo nie wyrosło można je albo nakłuć widelcem albo położyć na wierzch mniejszy kawałek pergaminy i wysypać na niego fasolę lub groch.

Ciasto piec w piekarniku na środkowym poziomie, w temperaturze 180 stopni (bez termoobiegu) przez 25 minut. Wyciągnąć ciasto i pozostawić do ostygnięcia.

W tym czasie przygotować polewę. Masło, połamaną czekoladę, śmietankę i cukier roztopić w garnuszku często mieszając, dodać kilka kropel aromatu pomarańczowego. Ciepłą polewę wylać na ciasto. Zostawić odrobinkę do udekorowania migdałów.

Końcówki migdałów można zanurzyć szerszym końcem w czekoladzie, żeby stworzyć bazie kotki. Ze skórki pomarańczowej zrobić łodyżki i dekorację mazurka.

To ciasto z proporcji, które zaproponowałam mieści się w standardowej prostokątnej blasze i ma grubą warstwę czekolady. Chciałabym pokazać Wam jak wyglądało pokrojone, ale niestety się spóźniłam, dzisiaj nie ma już ani jednego kawałka. Moja rodzina zjadła cały. Mam nadzieję, że i Wam będzie smakował.

A ja polecam przepisy na ciasta ze strony domowe-wypieki.

P.S. Święta przetrwałam najedzona, a wczoraj na wadze zobaczyłam, że w ciągu ostatniego tygodnia schudłam prawie 1,5 kg. Motywacja do dalszych starań.

Who said I cannot wear stripes?

Who said I cannot wear stripes?
Po świątecznych śniadaniach (sztuk 2) pojechaliśmy do domu się przebrać. Zamiast sukienki postanowiłam założyć coś wygodniejszego. Wybór padła na nieśmiertelne jeansy i moją nową ramoneskę.
Miałam obawy, co do bluzki, ale stwierdziłam, bluzka w paski pasuje. Bo kto powiedział, że nie mogę nosić pasków? Przecież mogę nosić paski. Wcale nie muszę od razu wyglądać jak wielkanocny schab. Przynajmniej taką miałam nadzieję.


Kurtka niedługo pójdzie do ludzi, ponieważ zrobiła się za duża. Wielka szkoda. Kupiłam ją w styczniu podczas wypadu do Berlina. Koleżanka zaprowadziła mnie do sklepu KIK (maja też sklepy w Polsce, link tutaj <KLIK>), gdzie ją znalazłam. Wzięłam trochę większą, bo myślałam, że będę tyć zamiast chudnąć i teraz żałuję, że nie wzięłam takiej, która była na mnie trochę przyciasna. Ale wracając do tematu. Kurtka jest polskiej firmy "Jadwiga", jej oryginalna cena to niecałe 130 zł, ja natomiast kupiłam ją za 45 zł. Jeansy znalazłam kiedyś w secondhandzie za jakieś 7 zł, buty, nówki sztuki, również znalazłam w secondhandzie. Były to jedyne buty jakie kupiłam w tego typu miejscu. Tylko dlatego, że były autentycznie nowe. Bluzka firmy Atmosphere również znaleziona w secondhandzie. Wisiorek kupiony na aliexpress.com. Torebka to prezent od przyjaciółek z okazji urodzin, kupiona w C&A.
Całość dopełniłam chustą w odcieniach czerwieni i okularami typu awiatorki.

 Kurtka: KIK, 
jeansy, bluzka i buty: secondhand, 
okulary i naszyjnik: aliexpress.com, 
torba: C&A

Lekko rockowy wygląd to coś co lubię. Lubię też monochromatyczne stylizacje ożywione mocniejszym akcentem. W tym wypadku postawiłam na chustę. Jak widzicie na zdjęciu jeansy są modelem o zwężanych nogawkach. Osobiście wyglądam w nich zdecydowanie lepiej niż w spodniach o kroju "dzwonów".

A Wy? Całe Święta spędzacie w eleganckich strojach? Czy tak jak ja przebieracie się w coś wygodniejszego?

Spring has come.

Spring has come.
Dzisiaj wreszcie poczułam, że przyszła wiosna. Postanowiłam wyciągnąć z szafy coś wesołego.
Uwielbiam styl boho, dlatego mój wybór padł na narzutkę z frędzlami (frędzle zawsze modne) w kwiaty kupioną w Internecie na zagranicznej stronie za kilka dolarów. Do tego dobrałam top bez ramiączek znaleziony w second handzie (na metce widnieje logo Dorothy Perkins) w moim ulubionym kolorze, jeansy z C&A (o jeansach tej firmy napisze jeszcze kiedyś notkę) oraz naszyjnik z listkami (również nabytek z Internetu).


Muszę Wam powiedzieć, że uwielbiam kupować w necie różne ciuchy. Zwracam uwagę na kasę, dlatego chyba tak mi się to spodobało.Poza tym uwielbiam ciuchlandy. Można tam znaleźć mnóstwo świetnych ciuchów, czasem całkiem nowych. Ostatnio miałam szczęście i upolowałam dwie nowe sztuki. Jedną była sukienka z New Look, a drugą narzutka z perełkami z Primark. Rewelacja. Sukienka była zresztą najdroższą rzeczą jaką wtedy kupiłam. Kosztowała 25 zł (na metce było 25 euro). Będę miała co założyć na wesela, które się szykują w tym roku. Oficjalnie stwierdziłam, że ludzie zwariowali, bo wiem już o 7 ślubach, na których muszę się pojawić, a na chwilę obecną mamy już z tych 7, 4 zaproszenia na wesela. Ale to nic. Na pewno będę miała się w co ubrać :)


Musicie wybaczyć mi jakość zdjęć. Siostra podwędziła mi aparat i chwilowo nie ma zamiaru go oddawać, bo jej mała córeczka co chwila robi jakieś śmieszne miny, które trzeba uwiecznić.
Postaram się jednak powrzucać niedługo trochę więcej zdjęć całej mojej sylwetki, bo chciałabym Wam pokazać, jak się ubieram mimo swojego powiększonego rozmiaru. :)

Utrwalająca baza pod cienie do powiek firmy Bell - absolutny must have.

Utrwalająca baza pod cienie do powiek firmy Bell - absolutny must have.
Któregoś razu na zakupach w Biedronce zauważyłam na półce z kosmetykami bazę pod cienie firmy Bell. Kosztowała niewiele, opakowanie w sumie też nieduże, stwierdziłam, że wypróbuję.
Nie jestem specem od makijażu, nie mam miliona pędzli czy gąbeczek, najczęściej takie kosmetyki nakładam po prostu palcem (w tym momencie dziewczyny, które mają o tym więcej pojęcia niż ja głęboko wciągnęły powietrze). Najprawdopodobniej będę musiała zainwestować w jakiś pędzelek, bo coraz mniej bazy mi zostało i coraz trudniej sięgać do niej palcem (zwłaszcza, gdy ma się długie paznokcie). Ale ja nie o tym.
W bazie firmy Bell zakochałam się od pierwszego użycia. Bardzo łatwo się ją rozprowadza, nie robią się grudki, ma przyjemną konsystencję. Dodatkowo jest bardzo trwała. Gdy nie używałam bazy moje cienie po jakichś 3 godzinach ścierały się lub zostawały w postaci cienkich kresek na załamaniu powieki. Mało apetyczne. Wypróbowałam bazę, nałożyłam cienie, wyszłam z domu na 10 godzin, a gdy wróciłam mój makijaż wyglądał tak dobrze, jak rano.
 Niby takie maleństwo, a jest bardzo wydajne. Naprawdę godny polecenia produkt w niskiej cenie, w sam raz dla tych, którzy mają ograniczony budżet, a lubią sobie dogadzać.

Polecam :)

Na dobry początek.

Kiedyś myślałam, że dobrze wyglądają tylko dziewczyny, które noszą rozmiar 38. Przez wiele lat chowałam się w workowatych ciuchach. W końcu pogodziłam się w tym, że nigdy nie będę szczupła i szkoda, żebym cały czas się ukrywała przed ludźmi. Zaczęłam ubierać się inaczej, polubiłam siebie i zaczęłam odchudzać (o dziwo tym razem miałam ogromną motywację). Schudłam, zmieniłam garderobę, byłam zadowolona i... żadna, ale to żadna dieta nie wygra starcia z trzema wizytami w fast foodach w ciągu tygodnia. Teraz zaczynam walkę o siebie od nowa. Ponieważ dieta to nie wszystko, postanowiłam pójść na siłownię. Nie jestem typem sportsmenki, raczej jestem leniem. Ale się zawzięłam. Tym razem się uda.
Gdy zaczynałam swoją walkę nosiłam rozmiar 46. Teraz schudłam już prawie 7 kg i jest to jedno z najlepszych uczuć na świecie.

Nie chcę tutaj zanudzać Was opisywaniem tego, co robię, żeby schudnąć. Chcę Wam pokazać, że najważniejsza jest akceptacja tego, co mamy. Pokażę Wam co noszę, co lubię, co poprawia mi humor.
Zapraszam. :)

Instagram

Copyright © 2016 Od A do Z... , Blogger