Czerwona sukienka dla odważnych dziewczyn.

Mówiłam już Wam, że lubię mocne kolory? Bardzo lubię. Dlatego też w ostatnie ciepłe dni wyciągnęłam z szafy moje kolorowe sukienki i zaczęłam je wreszcie nosić. Tym razem postawiłam na czerwoną. Właściwie ona nawet nie jest czerwona. Jest w kolorze zbliżonym do malinowego. uznałam, że najlepiej będą do tego pasować czarne dodatki. Ale o tym później. Na razie skoncentruję się na kroju sukienki. Rozkloszowany dół zakrywa masywne uda i jeszcze bardziej masywny tyłek. Serio, nie mam problemu z nazywaniem rzeczy po imieniu. O ile nie kupimy sobie tiulowej spódnicy baleriny nasza pupa będzie się prezentować dobrze. Bardzo podoba mi się to, że dzięki takiemu krojowi wydaje się nawet mniejsza. Natomiast ta konkretna sukienka pięknie podkreśla biust i figurę w kształcie klepsydry (tak, mam ją, mimo że ze trzy razy większą niż zakładane obecnie normy).

 Ootd:
Sukienka i buty: Camaieu
Torebka: C&A
Naszyjnik: aliexpress.com
Pasek: bazarek

Jak wspomniałam wcześniej moją stylizację uzupełniłam czarnymi dodatkami. Czarne sandałki z Camaieu są bardzo wygodne. Aż się zdziwiłam, bo gdy po raz pierwszy zobaczyłam te delikatne paseczki byłam trochę przerażona, że będą mnie obcierały. Jednak nie. Buty przypominają stylem rzymianki, które kiedyś miałam (jednak Rzym został pokonany przez Grecję, ponieważ zniszczyły mi się podczas wakacji na Krecie ;)). Torebkę już znacie. Sprawdza się w wielu stylizacjach. Naszyjnik również znacie. Pojawił się już kiedyś na tym blogu. Zresztą pojawi się jeszcze nie raz, bo wykorzystałam go ostatnio na weselu.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego noszę takie ubrania? Dlaczego nie chowam nóg, skoro widać, że są grube i niedługie? Dlaczego odsłaniam ramiona, które wyglądają jak serdelki? No cóż, lubię sądzić, że mimo wszystkich moich wad jestem całkiem ładna i lubię ubierać się tak, żeby było mi wygodnie, a zarazem podkreślać swoją osobowość. A nie jestem szarą myszą. Nie zgadzam się na szufladkowanie, nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że czerwony kolor pasuje tylko szczupłym. Gdy miałam rude włosy nie bałam się czerwieni, różów i żółcieni. Gryzły się? Nie, bo to był mój styl. Efekt zamierzony. Dlaczego Wam o tym wszystkim piszę? Bo chcę, kobietki plus size, żebyście naprawdę zrozumiały o czym mówię, gdy czytacie na tym blogu, ze nie powinnyście dać się zepchnąć na margines tylko dlatego, że nie wyglądacie tak, jak dziewczyny z okładek kolorowych magazynów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram

Copyright © 2016 Od A do Z... , Blogger