Philips Lumea Plus - recenzja

Pora na wpis z cyklu: "ciocia dobra rada". Dziś na tapecie Philips Lumea Plus. Jestem niepoprawną poszukiwaczką nowości co często kończy się tragicznie dla zawartości mojego portfela. Jednak w takich sytuacjach kieruję się mottem koleżanki: "biednego nie stać na złą jakość". W moim przypadku odnosi się to jednak tylko do sprzętów elektronicznych, bo i ubranie i buty i kosmetyki dla mnie wcale nie muszą kosztować majątku. Dlaczego zdecydowałam się na zakup tego sprzętu? Odpowiedź jest dość prosta.  Golenie nóg i linii bikini powodowało u mnie wrastanie włosków i wysypkę. Co do depilacji piankami czy żelami, to była mało dokładna (albo ja byłam mało dokładna, ale efekt był ten sam). Powiecie pewnie, że zawsze zostaje wosk. No cóż... W moim przypadku się nie sprawdzał. Dlaczego? Opowiem Wam historię. 
Dawno, dawno temu, gdy mieszkałam jeszcze z rodzicami, postanowiłam sobie wydepilować nogi. Kupiłam plastry z woskiem i zamknęłam się w łazience. Wszystko przygotowałam, nastawiłam się psychicznie i przystąpiłam do dzieła. Po pierwszym wulgaryzmie (było to hasło otwierające wyjście z podziemnego państwa kobiet w "Seksmisji") moja mama przybiegła zapytać się, czy nic się nie stało. Powiedziałam jej co robię i może lepiej niech nie zbliża się do łazienki, bo straci o mnie dobre zdanie. Kolejne przekleństwa i wrzaski spowodowały to, że w połowie chciałam przerwać, a mój rottweiler drapał w drzwi łazienki, bo chciał mnie ratować. Drugą łydkę ogoliłam, a resztę plastrów wyrzuciłam do śmieci. Po wielu latach postanowiłam pogodzić się z woskiem, ale jednak nie pozwoliłam sobie na depilację nóg. Zaczęłam małymi kroczkami. Zaprzyjaźnionej kosmetyczce pozwoliłam wyregulować sobie woskiem brwi. Doszło nawet do tego, że depilowała mi pachy i przedramiona (przed ślubem). Niestety moja zaprzyjaźniona kosmetyczka wyprowadziła się do Niemiec, a jednak nie stać mnie na to, żeby jeździć do niej co jakiś czas. Myślałam, że każda kosmetyczka będzie będzie dobra, żeby pozbawić mnie breżniewa... cóż to był za błąd. Okazuje się, że regulacja brwi woskiem bez powodowania urazu u klientki jest trudniejsza niż myślałam. I tak wracamy do podjęcia przeze mnie decyzji o zakupie Philips Lumea.
Tak się złożyło, że miałam trochę odłożonej gotówki, postanowiłam więc spróbować. Miałam możliwość zwrotu sprzętu, gdybym nie była zadowolona z efektów. Nie zwróciłam. Zapałałam do niego wielką miłością.
Philips reklamuje Lumeę stwierdzeniem, że włoski znikają już po pierwszym użyciu. Jest to częściowo prawda. Po pierwszym użyciu widać, ze włoski odrastają wolniej, są rzadsze i skóra przez dłuższy czas jest gładka. Po kilku użyciach Philips gwarantuje kilkutygodniową gładkość nóg. Spróbowałam, oto jak to wygląda.
Skórę należy przygotować. Nie powinno się używać Lumei na skórę po depilacji woskiem czy depilatorem. Powinno się ogolić wybraną powierzchnię. Przed użyciem należy się upewnić, ze jest sucha (nie stosujemy żadnych kremów czy balsamów). 
Philips Lumea musi być naładowana. Wybieramy moc z jaką Lumea będzie "strzelała" światłem na wybrany obszar skóry. W instrukcji znajdziemy tabelkę pokazującą jaka moc jest odpowiednia dla konkretnego koloru włosów. Ja używam jej na 4 stopniu mocy.
 Można wybrać jeden z pięciu stopni mocy. Ja wybieram "4".
Żeby dobrze wydepilować nogi potrzeba trochę czasu, Lumea nie jest zbyt duża. Dlatego polecam znaleźć dla siebie godzinkę, w czasie której nikt nie będzie nam przeszkadzał, nigdzie nie będziemy się spieszyć, żeby w spokoju przeprowadzić "zabieg".
Lumea musi ściśle przylegać do skóry inaczej impuls światła nie zostanie uwolniony. Nie musimy się jednak domyślać, czy już jest ok, na głowicy znajduje się długa dioda zmieniająca kolor na zielony, gdy epilator jest dobrze ustawiony. wtedy naciskamy spust i zauważamy błysk. Możemy przesunąć Lumeę w kolejne miejsce i powtórzyć proces lub powoli przeciągać ją po wybranej powierzchni trzymając przyciśnięty spust (błyski będą się pojawiać same).

Poniższe zdjęcie to fragment mojej łydki 3 tygodnie po ostatnim użyciu (powinno się stosować Lumeę co dwa tygodnie, ale nie miałam na to czasu), jak widzicie jest super. 
 Trzy tygodnie od naświetlania na moich łydkach są nieliczne, króciutkie włoski.
Gdy bateria już się wyczerpuje jedna z diod zaczyna świecić na pomarańczowo. Do zestawu jest dołączona ładowarka, ale muszę Was uprzedzić, że sprzęt ładuje się dosyć długo.
Z plusów Lumei mogę wymienić naprawdę dużą skuteczność. Poza tym znikły moje problemy z wrastającymi włoskami i wysypką. Nie używałam Lumei do depilacji twarzy, chociaż wiem, że nowsze modele mają specjalną nasadkę właśnie do tej części ciała. mój mąż chciał sobie co prawda wydepilować brodę, ale musiałam go uświadomić, że ten sprzęt nie nadaje się dla mężczyzn. Jest to zresztą zapisane w instrukcji.
Minusy? Jedyny to dla mnie mała powierzchnia naświetlania. Ale najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.
Za jakiś czas zrobię aktualizację tego wpisu i napiszę Wam czy Lumea naprawdę pozwoliła mi na dwa miesiące odpocząć od włosków w niechcianych miejscach.
źródło: thebeautystop.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Instagram

Copyright © 2016 Od A do Z... , Blogger